niedziela, 18 października 2015

Ciąża – prywatnie czy na NFZ?

Każda kobieta będąc w ciąży stoi przed nie lada wyzwaniem (żeby to jednym!) wyboru lekarza prowadzącego. Oczywistym jest, że szukamy najlepszego specjalisty, który otoczy kompleksową opieką i wzbudzi zaufanie. Przecież w tym okresie chodzi nie tylko o dobre samopoczucie matki, ale przede wszystkim o zdrowie i bezpieczeństwo dziecka. Czy warto zatem wydawać niemałe pieniądze na prywatną opiekę, skoro i tak opłacamy spore składki zdrowotne i w ramach ubezpieczenia możemy swobodnie korzystać z usług publicznych placówek?



Osobiście nie spotkałam jeszcze nigdy idealnego lekarza.

Każdemu do tej pory czegoś brakowało, głównie zaangażowania i zainteresowania takiego, jakiego bym oczekiwała. Od początku nastawiłam się na znalezienie dobrego prywatnego lekarza, gdyż wielokrotnie przekonałam się o kulejącej formie państwowej służby zdrowia. A kiedy za coś płacisz, masz prawo wymagać i dostajesz nieporównanie wyższą jakość usług. Niestety...
Ale żeby nie było, że nie korzystam z tych składek, co mi z wypłaty zabierają – równolegle z prywatną opieką chodzę do lekarza w przychodni państwowej. Przemawia za tym fakt, że mam zlecane najważniejsze badania, systematycznie (początek ciąży co 2 tygodnie w laboratorium) i to za darmo, więc to głównie w ramach oszczędności. Poza tym co dwie głowy to nie jedna – wychodzę z założenia, że kiedy jestem pod stałą opieką dwóch lekarzy mam większą szansę na prawidłowe diagnozy i szybką reakcję w razie czego. 
Jestem zadowolona z takiego rozwiązania, gdyż ani jeden ani drugi lekarz samodzielnie by mi nie wystarczył. Być może wynika to z moich wygórowanych oczekiwań, a to dlatego, że mam dużą samoświadomość mojej ciąży, orientuję się kiedy i jakie badania powinny zostać wykonane, wiem jakie parametry są w normie i jestem nieco rozczarowana, kiedy lekarze się do pewnych wytycznych nie stosują (np. Poprzedni lekarz bagatelizował nieprawidłowe wyniki badań a do 26 tyg. ciąży zrobił tylko 1 USG)

Dość mocno zawiodłam się na dotychczasowym lekarzu na NFZ i podjęłam decyzję o zmianie. Teraz trafiłam na naprawdę dobrego i zainteresowanego lekarza, więc liczę że doprowadzimy ciążę do końca razem.


A jakie są plusy i minusy obu lekarzy?

Prywatna opieka:
+ usg na każdej wizycie
+proponowanie dodatkowych badań, jak test podwójny (wykrywanie wad genetycznych) czy badania prenatalne
+ dokładniejsza diagnostyka
+ brak problemu z uzyskaniem zwolnienia lekarskiego
+ dobry sprzęt
+ wyższe kwalifikacje lekarza
+możliwość obecności męża w gabinecie
+możliwość ustalenia z lekarzem sposobu porodu, także cesarki na życzenie
+wysokie standardy w gabinetach
- lekarz nastawiony na pieniądze
- dość duży koszt wizyt i dodatkowych badań
- skłonność do wyolbrzymiania problemu, żeby zatrzymać wystraszoną pacjentkę przy swojej praktyce

NFZ:
+ bezpłatne badania laboratoryjne
+ dostęp do położnej
- niska jakość opieki
- długi czas oczekiwania na wizytę - ja czekałam 7 tygodni..
- minimalna ilość usg – 3 na całą ciążę
- bagatelizowanie niepokojących objawów
- warunki lokalowe często tragiczne

Nie zrezygnuję z prywatnej opieki.

Mój prywatny ginekolog jest doktorem nauk medycznych, pracuje w dobrym szpitalu i prowadzi jedynie prywatną praktykę. Za wizytę bierze wcale niemało (a czasem dolicza dodatkową kwotę za badanie prenatalne itp.). Zdarza się, że wizyty wypadają częściej niż raz w miesiącu, czasem 2 tygodnie pod rząd, jak wtedy, kiedy miałam niepokojące objawy, i każda pełnopłatna. USG jest wykonywane zawsze, jednak trwa tylko kilka minut i określane są podstawowe parametry dzidziusia. Lekarz podchodzi bardzo rzeczowo, nie bagatelizuje objawów, przepisuje recepty, wręcz dmucha na zimne. Natomiast zlecanie badań laboratoryjnych występuje sporadycznie ( końcem ciąży już częściej). Ogólnie wierzę w jego wiedzę i mam zaufanie do tego lekarza, jednak brakuje mi trochę zaangażowania z jego strony, mógłby postarać się bardziej zapamiętywać pacjentki i nie być tak chytrym na pieniądze :P 
Chociaż jeśli chodzi o kompetencje nie mam nic do zarzucenia, to najważniejsze.

Mój poprzedni ginekolog w przychodni to dobry człowiek, chętnie opiekuje się pacjentkami, najlepiej jak potrafi. Wychodzi z założenia, że po prostu pewne rzeczy im się należą – jak skierowania na badania. Ale inne nie, bo limity i kontrole... 
Do 13 tygodnia nie zrobił mi usg, a ciążę badał jedynie palpacyjnie. Dlatego nie miał prawa wykryć krwiaka, o którym wiem, że był (dzięki wizytom prywatnym). Nie zdiagnozował przyczyny plamienia, które mu zgłosiłam. A cytologię wykonał w tak bolesny sposób, że przez dwa dni dochodziłam do siebie ledwo się ruszając... 
Jednak nie miałam problemu z dostaniem się do niego na wizytę, nie musiałam zazwyczaj wyczekiwać godzin w poczekalni i przynajmniej diagnostykę laboratoryjną miałam na zadowalającym poziomie. 

Nowy lekarz na NFZ to w ogóle inna bajka - zainteresowany, cierpliwy, delikatny, bada dokładnie i zleca badania laboratoryjne bez łaski. Dodatkowo położna do rany przyłóż;) 
Ale nie obywa się bez "ale"... 
Na pierwszą wizytę czekałam 7 tygodni, na kolejna zostałam umówiona po 6, mimo że powinna się odbyć po 3, ale nie było terminów... Czyli teoretycznie zostałam bez opieki na półtora miesiąca w 3 trymestrze ciąży. 
To świadczy o tym, jak są traktowani pacjenci w publicznych placówkach i ciąża w zasadzie niczego nie zmienia.

To są powody, dla których zostaję przy prowadzeniu dwóch kart ciąży.



Jeśli masz naprawdę dobrego, zaufanego lekarza na NFZ to pozostaje mi tylko pogratulować. 
Ja sama nie zdecydowała bym się zrezygnować z prywatnej opieki w tak ważnym okresie, bo chyba bym umarła ze strachu o dziecko. I ze strachu przed porodem.
Taki już mamy system - nikt za darmo nie da Ci tego, co dostajesz za pieniądze. 

Obawiam się, że  nawet nie ma co oczekiwać, że jednak będzie inaczej..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz