wtorek, 17 listopada 2015

DIY - Cotton ball lights w moim wykonaniu

Wyprawka już prawie cała skompletowana, zajęłam się więc planowaniem kącika dla dziecka w naszej sypialni. Pod wpływem inspiracji internetowych postanowiłam samodzielnie stworzyć "cotton ball lights" do zawieszenia nad łóżeczkiem.

Od czego zaczęłam?



1. Na allegro znalazłam fajne ledowe lampki na baterie, 20 lampek to koszt ok. 6 zł i od razu zamówiłam 5 kompletów ;) Ważne żeby lampki były na transparentnym kablu, bo czarny lub zielony mógłby zniszczyć cały efekt. Zwróciłam też uwagę na odcień światła
i wybrałam ciepłą biel, żeby lampki dawały przytulne światło.

2. Wysłałam męża do pasmanterii po kordonek i zaczęłam pracę.

Lista potrzebnych rzeczy:
- lampki led, najlepiej na baterie
- kordonek, kilka szpulek
- balony
- klej wikol lub klajster z mąki i wody



3. Zaczęłam od napompowania balonów do wielkości około 7-8 cm średnicy (a tak naprawdę wykorzystałam M. bo bałam się, że urodzę przy okazji ;) a następnie zaczęłam nawijać na nie kordonek. Najłatwiej jest zacząć od zrobienia pętelki wokół węzła balonu, żeby kordonek się trzymał. Początkowo jedna szpulka starczała mi na
3 kulki, bo robiłam to bardzo dokładnie, jednak później zauważyłam, że nie widać różnicy jeśli oplatam luźniej. Teraz szpulka starcza na 5-6 kulek.
Na początku miałam do dyspozycji tylko biały kordonek (tak to jest jak się wysyła M. do pasmanterii :), więc wszystkie kule zrobiłam białe. Później dokupiłam kilka innych kolorów, żeby wyeliminować potrzebę farbowania.

4. Następnie ugotowałam klej z mąki (uwaga - potrzeba go naprawdę bardzo dużo)
i obtoczyłam w nim dokładnie moje kule. Do części kleju dodałam barwników spożywczych w proszku- fioletowego i różowego. Poklejone kulki zawiesiłam przy pomocy klamerek na suszarce do prania i pozostawiłam do wyschnięcia - schły długo, jakieś 2 dni. Do klejenia nie używałam wikolu, ze względu na bezpieczeństwo (chemia :P), jednak wiem że daje lepszy efekt i szybciej schnie.

5. Po wyschnięciu rozwiązałam supły na balonach (po wymyciu w ciepłej wodzie używam ich ponownie ;) i za pomocą drewnianego patyczka odklejałam balony od kul (patyczek oczywiście stanowił najlepszą zdobycz dla mojego kota, więc odklejanie balonów od kul to była istna walka o patyczek ;), następnie wyciągnęłam je przez otwór, przy którym był supeł. Czasem trzeba było naciąć, żeby powiększyć otwór, jednak nie stanowi to problemu. Ja po wyciągnięciu balonu dodatkowo zabezpieczałam brzegi otworów klejem, żeby je usztywnić. 

Najlepsze na koniec

Pozostało tylko zamontowanie lampek : przymocowałam je kordonkiem na igle, żeby nie wypadały, czyli w zasadzie przyszyłam ;)



To cała praca, teraz są gotowe do zawieszenia. Dają przyjemne, stonowane światło. Do tej pory zrobiłam dwa komplety - pierwszy czeka na montaż nad łóżeczkiem, które z kolei czeka na złożenie. Drugi zdobi już nasz salon.

Jak Wam się podoba?

poniedziałek, 16 listopada 2015

Dziadki polecają serial cz. II - "Suits"

Witajcie!!!

Kolejnym serialem godnym polecenia o którym będę pisał jest "Suits".

Opis serialu na portalu filmweb:



O czym?

Serial opowiada historię genialnego "prawie" prawnika. Genialnego ponieważ ma pamięć fotograficzną i zapamiętuje wszystko w "mgnieniu oka". Prawie prawnika, dlatego że... No właśnie - sami się przekonajcie dlaczego, oglądając serial.

Za co go cenię najbardziej:

1. Za humor i dialogi głównych postaci. Wymiana zdań jest niesamowita!
2. Jest nie za dobrze i nie za źle. Chodzi mi o to, że nie wszystko układa się gładko, często o wygranie sprawy trzeba walczyć do samego końca, ale serial nie przypomina naszego polskiego "Na wspólnej" gdzie widza przyciąga się przed telewizor samymi dramatami.
3. Genialna gra aktorska. Gabriel Macht grający Harvey'go gra tak jakby urodził się do tej roli. Postać wykreowana jest po mistrzowsku. Mimo tego, że jest stanowczy, narcystyczny, arogancki, często chamski nie da się go nie lubić :)
4. Różnorodność postaci. To też zasługuje na uznanie. Jest kilka postaci głównych a każda inna, wykreowana w inny sposób, wyróżniająca się "tym czymś" od pozostałych. Przykładem może być Harvey i Litt - dwóch wiodących prawników, którzy swoją pozycję w firmie zawdzięczają zupełnie czemu innemu...
5. Konsekwencja. Każda postać ma swój cel do którego konsekwentnie dąży by w końcu go osiągnąć. Przeszkody nie grają tu roli. Pokazuje, że jak bardzo się chce to wszystko jest możliwe :)
6. Odcinki opowiadają różne historie, ale wszystkie powiązane są jakimś głównym motywem. Przez co każdy odcinek trzyma w napięciu i nie można się doczekać następnego.
7. Świetna muzyka na początku z tekstem praktycznie nie do zrozumienia bez czytania.
8. Ciągle trwa! Mamy już 5 sezonów a ja sobie nie wyobrażam by mógł się skończyć.
9. I'm Donna. (zrozumiecie jak zaczniecie oglądać)
10. No i piękne garnitury, stylowe fryzury. Chyba każdy facet chciałby ubierać się tak jak Harvey :D

Także jeżeli szukacie serialu na te piękne jesienne wieczory to szczerze polecam!

Pozdrawiam,
M.


piątek, 13 listopada 2015

Kuchenna rewolucja czyli metamorfoza naszej kuchni - Malowanie kafelek i szafek

Na początek...

Kiedy trzy lata temu kupowaliśmy mieszkanie ta kuchnia wydawała się na tyle zdatna do użytku, że przy bardzo ograniczonych funduszach zdecydowaliśmy się całkiem pominąć jakiekolwiek zmiany w jej obrębie. I została taka, jaka ja kupiliśmy. Jedynie dołożyłam firanki a rodzice przywieźli nam stary "tymczasowy" stół. Po jakimś czasie zmobilizowałam się i poświęciłam weekend na przemalowanie ścian - ohydny pomarańczowy zniknął, ściany przybrały kolor stepów bengalu ;) W międzyczasie pomalowałam też zżółknięty kaloryfer na kolor białej perły. I to było wszystko, tak przemieszkaliśmy do czasu, kiedy z wielka mocą ujawnił się u mnie syndrom wicia gniazda...

Syndrom wicia gniazda



Przy okazji przemalowywania szafek w przedpokoju (tak, przedpokój też odświeżyliśmy, ale o tym innym razem) nabrałam ochoty na pomalowanie również tych w kuchni. I od tego zaczęliśmy.

Malowanie szafek i kafelek



Kupiliśmy farbę V33 renowacja w kolorze białym, która nadaje się też do malowania kafelek. Meble wymagały położenia 5-6 warstw, co przy czasie schnięcia 12 godzin przedłużyło się do tygodnia. Jednocześnie malowane były kafelki. Używaliśmy wałków frotowych i gąbkowych do większych powierzchni, a do zagłębień wąskiego pędzla. Z braku dostępnych na rynku ładnych uchwytów o odpowiednim rozstawie pomalowaliśmy stare, co dało niezły efekt.

I tu ciekawostka. Rozstaw naszych uchwytów to 80 a na rynku dostępne są 64, 96 i 128. Nie mam pojęcia skąd oni wzięli te uchwyty... 80 było dosłownie kilka i wszystkie nie takie jak chciałam.

Samo pomalowanie tych szafek już bardzo odświeżyło i rozjaśniło kuchnię, był to koszt farby 2 l ~ 130 zł plus dodatkowe akcesoria typu wałki, folia malarska, listwa przyblatowa, w sumie może 200 zł.



Tapetowanie cz.1



Następnym etapem było położenie tapety na ścianie nad kuchenka i szafkami. Kupiliśmy tapetę winylowa na flizelinie, ze względu na stosunkowo łatwy sposób klejenia (wystarczy posmarować ścianę klejem i już) oraz wytrzymałość, gdyż można ja myć. Tapetowanie zajęło nam 1 dzień, zużyliśmy dokładnie 1 rolkę (na styk starczyła) i niecałe pół opakowania kleju metylan. Koszt 80 zł za tapetę plus około 10 zł wartość kleju.



Tapetowanie cz.2



Kiedy moglibyśmy na tym poprzestać stwierdziłam, że skoro już zrobiliśmy tyle to trzeba iść za ciosem i zerwaliśmy stara beżowa tapetę, bo była już brzydka i odrapana - czas 3 dni po kilka godzin. Następnie położyliśmy w to miejsce nowa - 2 dni roboty. Koszt to jakieś 140 zł za 2 rolki tapety, klej i 2 gniazdka, które przy okazji wymieniliśmy.



Najtrudniejsze - wykładzina



Po tych wszystkich naszych działaniach przyszedł czas na wykładzinę. Starej w ogóle nie oszczędzaliśmy, była już ubrudzona farbami i klejem, i powiedziałabym że pozbywaliśmy się jej z przyjemnością, gdyby nie fakt, że było to naprawdę ciężkie zadanie... 
Przy okazji okazało się, że do naszego kochanego autka bez problemu weszła wykładzina o wymiarach 3x4 :D Wiedza bardzo cenna!
Okazało się, że musieliśmy wyrzucić nie jedną a kilka warstw nieziemsko ciężkich starych wykładzin i z trudem wyrywać je spod mebli. Zajęło to 1 dzień.
Położenie nowej wykładziny to kolejny dzień pracy i koszt około 400 zł (12m2 wykładziny plus listwy przypodłogowe).



Perełka na koniec - nowy komplet: stół i krzesła :)



Do wstawienia został nowy stół z krzesłami, znaleziony na olx za 600 zł. 



Podsumowanie



Podsumowując koszta ~ 1430 zł i dużo, dużo pracy, szczególnie M. Trzeba przyznać, że dał czadu ;) W sumie cała robota rozciągnęła się w czasie miesiąca, ale myślę, że było warto i możemy być z naszej kuchni dumni.



Posiłki teraz zdecydowanie lepiej smakują i nawet sprzątanie sprawia więcej przyjemności - do tego stopnia, że póki co nawet utrzymujemy porządek ;)...

... i M jakoś sam od siebie chętnie zmywa naczynia ;)